środa, 16 maja 2012

Przywitanie

Witam,
dopiero zaczynam blogowanie, ale temat jest mi ogólnie znany.

Początki odchudzania datuję na 9 rok mojego życia (oczywiście całe dzieciństwo narzekałam na tuszę, aczkolwiek jak patrze na zdjęcia teraz to sama skóra i kości, tylko wyższa 2 głowy od innych). Dobrze wtedy zaczęłam, postawiłam na sport, morderczy bo morderczy, ale jak sądziłam było warto.
W wieku 11 lat moje postrzeganie odchudzania nieco się zmieniło, a właściwie drastycznie. Nagle weszłam na wagę, zobaczyłam że jest trochę za dużo i przestałam jeść. Szybko wtedy chudłam, szkło jak nie wiem, ale do czasu.
Na przestrzeni lat było gorzej i gorzej. Próbowałam na różne sposoby. Sport: siatkówka, bieganie i katowanie się dietami, głodówkami i tak dalej, nic nie przynosiło długotrwałych efektów.
16 lat - 72kg (175cm) - znowu dieta. W końcu zmobilizowałam się całkowicie i w ciągu 3 miesięcy schudłam do 53kg. Tak, było to dla mnie szczęście nieludzkie. Jednakże za takie efekty zazwyczaj się płaci - albo nie jeść aż do śmierci, albo jo jo. W moim przypadku wyszło to drugie.

Następne 2 lata any, proany, depresji i głupoty totalnej.
Aż w końcu wyleczona czasem i mądrzejszym spojrzeniem na sprawę wyszłam z tego.

Niestety kolejne 4 lata choć upłynęły radośnie i bez despresji (za to z paczką papierosów przy tyłku) przyniosły mi kolejne fale upadków i wzlotów. W tym samym miesiącu potrafiłam ważyć 63 i 72...
Byłam już na wszystkim i "Kapuściana" ,  i nie mieszania, MŻ, 1000 kcal, Dukana i co tam jeszcze wynalazłam. Najczęściej jednak byłam na swojej. Przez tyle lat nauczyłam się co lubię, wiem jak i co jeść i byłoby mi z tym całkiem dobrze, gdyby nie to, że na przestrzeni czasu, jedzienie zostało wyniesione do sacrum, mój organizm zrezygnował z pozbywania się jakiegokolwiek tłuszczu i kg, metabolizm też dość często szwankuje, piasek na nerkach, niedocukrzenie i niedoczynność tarczycy robią swoje. A na dodatek... NIEKONSEKWENCJA i NIECIERPLIWOŚĆ całkowicie mi przeszkadzają.
Potrafię być na diecie, obeżreć się, a potem znowu być na diecie. Czasem silna wola gdzieś umyka. Myślę jednak, że te małe uchybienia mój organizm mógłby w jakiś sposób przezwyciężyć i nie tyć, jednak ja już nie jestem osobą, która właśnie modli się aby jej pierwsza w życiu dieta poskutkowała.
Już zrobiłam wszystko, żeby mój organizm żył swoim życiem i miał mnie gdzieś. Chciałabym to odbudować. Przyznam, że pomimo mojej wiedzy, albo nie wiem jak, albo nie wierzę że można. Ale chcę, będę walczyć!

Tytuł bloga - fitness styl... dlatego że właśnie taki tryb życia chcę prowadzić, pomimo tego co jest. Kocham siłownie, bieganie, poszukiwanie treningów, wymyślanie swoich. Ale to za mało. Chcę więcej, chcę to widzieć i czuć. Mam dość obecnego pseudofitness stylu.

Zaczynam:
wzrost: 175 cm
waga: 70 kg
talia: 74 cm
biust: 91cm
biodra: 102 cm
udo: 62 cm
ręka: 28 cm
BMI: 22,9

tak oto jest:

2 komentarze:

  1. Jak bym czytała siebie ;) Czasami ciężko z tą konsekwencją własnej zmiany - szczególnie gdy efekty przychodzą pomału.. ale, nie trzeba się zatrzymywać i walczyć - MAŁYMI KROCZKAMI do CELU, a niepostrzeżenie się uda. Pzdr. (Ps. będę obserwować) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opisałaś dokładnie moją sytuacje. Ja mam 17 lat, waże 73 kg i mam 175 cm wzrostu. Od 2 lat się odchudzam i nic mi to nie daje. Zepsułam już swój metabolizm i zaczynam od nowa :)

    OdpowiedzUsuń